Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi KolarzRSl z miasteczka Ruda Śląska. Mam przejechane 22493.14 kilometrów w tym 888.53 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 26.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy KolarzRSl.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

>200

Dystans całkowity:941.71 km (w terenie 1.00 km; 0.11%)
Czas w ruchu:35:26
Średnia prędkość:26.58 km/h
Maksymalna prędkość:72.71 km/h
Suma kalorii:5775 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:235.43 km i 8h 51m
Więcej statystyk
  • DST 285.00km
  • Czas 10:34
  • VAVG 26.97km/h
  • Temperatura 38.0°C
  • Kalorie 5775kcal
  • Sprzęt Bulls Desert Falcon 1
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

450-ka

Niedziela, 28 lipca 2013 · dodano: 28.07.2013 | Komentarze 2

Szczerze stwierdzam, że na ten dzień czekałem cały rok, poczynając od zakończenia zeszłorocznej PetaOrbity. Nie mogę natomiast powiedzieć, że przez cały ten okres prowadziłem intensywne przygotowania w tym kierunku. W aktywnościach przewijała się siłownia, wprowadzałem basen, czasami biegałem - stawiałem na ogólny rozwój. Były miesiące gdy brakowało czasu, a w moim planie dnia można było dostrzec tylko studenckie obowiązki, których na medycynie jest niemało. Lipiec był nad wyraz rowerowy, dzięki czemu czułem, że jestem w stanie przejechać cały zadeklarowany dystans, czyli 450km rozłożone na 24 godziny. Rower również był gotowy na trudy dnia następnego. Świeży smar Finisha, opony które jeszcze nie widziały asfaltu, refleksy świetlne powstające na gładkiej powierzchni czarno-białego lakieru, czyniły te 3km dojazdu na miejsce zbiórki chwilą podniosłą.
Na starcie, tradycyjnie pod Częstochowskim "Energetykiem", jarałem się jak czarownica na stosie podsycany lekkim wiatrem. Po spakowaniu pakietu startowego skompletowanego dzięki staraniom Krzyśka oraz pozyskanym dzięki niemu sponsorom byłem już w 100% gotowy i zdeterminowany. W tym roku do mapki, numerka startowego, batonów energetycznych, doszły specyfiki nawadniające od Polpharmy oraz 4 tabletki isostaru do rozpuszczenia w wodzie. Bez zbędnego poślizgu na starcie ruszyliśmy z 30 osobową grupą, tnąc po promieniu w kierunku Krzepic aby wejść na Orbitę. Tempem dostrzegalnie wolniejszym niż rok temu, po ok. 1,5h dotarliśmy do Krzepic. Tam wieczór panieński trwał w najlepsze. Od początku byłem skupiony i skoncentrowany także, nie przyłączyłem się po podrzucania przyszłej posiadaczki welonu, ale starałem się mieć oko na moją maszynę, coby jakaś rozentuzjazmowana dziewka nie dosiadła mojego rumaka i nie sprowadziła go na manowce. Do krwiobiegu dotarła glukoza z batonika, szybkie zdjęcie i ruszamy. Starałem się pamiętać o regularnym nawadnianiu (parę łyków co 10min), mając w pamięci niezłe skutki takiego postępowania. W okolicznych miasteczkach byliśmy przyjmowani brawami i okrzykami, gdyż nasz oświetlony peleton to było naprawdę coś. Niespodziewanie szybko dopadła mnie senność - nie pomagało odliczanie czasu do kolejnych łyków, muzyka też nie pomagała. Nie byłem w tym osamotniony - ktoś z peletonu, uśpiony spokojną, gwiaździstą nocą, podciął mi tylne koło niebezpiecznie lądując na sąsiednim pasie. Moje koło przestało być idealną figurą geometryczną, a na ramie pojawiły się bojowe rysy. Ja również nie ustrzegłem się błędu - nad ranem, z niemałym impetem, władowałem się na Rolanda, krzywiąc dla równowagi przednie koło. 185km - śniadanie w Przedborzu. Makaron z jogurtem wsparłem Acidolitem, aby zapobiec odwodnieniu.


Peleton pędzący na śniadanie.



Magiczne proszki od Polpharmy



Dwie urocze panie od czasu do czasu pojawiały się na postojach niczym pierwsza gwiazdka na niebie i obdarowywały nas niczym trzej..hm...dwaj królowie bananami i wodą co w naszej sytuacji było wartościowsze aniżeli złoto, kadzidło i mirra.


;**


Po 9:00 żar zaczął lać się z nieba, czas do następnych postojów zaczął się dłużyć, a one same były coraz częstsze. Marcin na zmianę z Marcinem prowadził nas niczym Mojżesz Izraelitów przez pustynię. Temperatura w cieniu sięgała 40 stopni przez co straciliśmy możliwość jakiejkolwiek wymiany ciepła z otoczeniem. Mimo ogromnego wysiłku nie żałowałem, że w ten najgorętszy w historii dzień jestem na trasie. Olejek trzydziestka po wielokrotnej aplikacji okazał się wystarczający dzięki czemu uniknąłem poparzeń. W Szczekocinach miejska fontanna nie okazała się, na nasze szczęście, fatamorganą.


W tym miasteczku nasze opóźnienie zwiększyło się do ponad 60 min, ale potrzebowaliśmy takiego wytchnienia aby dalej myśleć o kontynuowaniu trasy.





Po kolejnej dawce Acidolitu, wody, batonów, Isostara postanowiłem jeszcze zawalczyć, i ruszyłem w trasę za Krzarą i innym kolarzem. Niekoniecznie elegancko ich wyprzedziłem i dalszą trasę kontynuowałem sam, tnąc asfalt swoim tempem ok. 27 km/h. Muzyka pomagała mi napierać do przodu mimo, że tempo miałem bardzo szarpane przez jurajskie wzniesienia i spadki. Dzielnie znosiłem kolejne wspinaczki po których miałem widok na kolejne pagórki oraz uroczą, wiejską okolicę. Mimo, że padałem na twarz miałem ogromną satysfakcję, że już dawno przekroczyłem granicę rozsądku oraz granice możliwości zwykłych śmiertelników.



Przed Zawierciem, stanął przede mną zanany wszystkim orbitowiczom, potężny i rozgrzany, budzący respekt "kurwiszon". Dzięki niemu doceniłem wartość najmniejszej zębatki na korbie, będącej trzecią, mimo panujących trendów.
Po 270km wjechałem do Zawiercia. Moje okrzyki przeniknęły okoliczne lasy płosząc dziką zwierzynę. Radość była uzasadniona - w Zawierciu czekał mnie następny postój oraz świeża woda. Nie mniej doniosłe było moje "westchnięcie" zawodu gdy mijałem tabliczkę z napisem " centrum 11km". Mimo, że fizycznie byłem coraz bliżej restauracji z planowanym obiadem, czułem, że mój cel (450km) oddalił się zbyt daleko, aby go zrealizować. Z bólem serca zadzwoniłem po Natt, aby zgarnęła mnie mnie z Zawiercia. Teraz, na chłodno, wiem, że podjąłem słuszną decyzję, ale podczas godzinnego czekania w cieniu ze słodkościami w plecaku, gdy siły wracały, ja chciałem wrócić na trasę gdyż czułem się niewyżyty! Po 30 min przybył Roland, który dzielnie postanowił walczyć do końca. Reszta stawki dotarła po ponad godzinie z przygodami po drodze (wywrotka Krzyśka) i kompani padli z przegrzania. Mr Dry, elziomallo, Krzara również w Zawierciu skończyli orbitować. Z żalem zapakowałem rowerek do auta, rezygnując z obiadu, zwycięskiego piwka i grilla oraz niebiańskiego słodkiego bufetu w Krzepicach będącego spełnieniem moich kulinarnych marzeń ; )
Dopiero w domu mój organizm dał mi odczuć co ja najlepszego zrobiłem. Padłem jak marionetka po odjęciu sznurków i mimo chęci nie potrafiłem wstać. Dobrze, że nie byłem już na trasie.
Mimo, że nie nakręciłem tylu kilometrów ile planowałem, ich jakość i przeżycia z nimi związane rekompensują te braki.
Dziękuję...wszystkim i rozpoczynam intensywną regenerację i przygotowania na następny rok!

PS. Żadne z powyższych zdjęć nie należy do mnie.




  • DST 215.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 07:50
  • VAVG 27.45km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Sprzęt Bulls Desert Falcon 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ostrów Wlk. - Międzychód

Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 09.07.2011 | Komentarze 0

najdluzszy odcinek naszej malej wyprawy przebiegl bez komplikacji. nie czulem zmeczenia dzieki czemu szczesliwy dotarlem na miejsce noclegu. dzisiaj oprucz drog krajowych mielismy okazje podrozowac wojewodzkmi. na szczescie. ulga od pedzacych tirow. zostalismy powitani jak w domu ciepla herbata i salatka. wysmienite warunki dobrze nastawiaja na nastepny dzien.


Kategoria z Michałem, >200


  • DST 201.50km
  • Czas 07:59
  • VAVG 25.24km/h
  • VMAX 71.50km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Bulls Desert Falcon 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zamki Ziemi Chrzanowskiej

Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 11.06.2011 | Komentarze 1

Niestety nie jestem obdarzony takim darem wymowy, aby oddać wspaniałość tej wycieczki. Wszystko odbyło się dzięki inicjatywie Marka (Vizirek).
O 9:00 przybyłem z Michałem na miejsce zbiórki - przystanek w Ogrodzieńcu.
Chwilę później dojechał Sebastian oraz Przemek. Marek po drobnych zakupach omówił trasę i wyruszyliśmy. Pierwszym celem był zamek Tenczynek w Rudnie.
Trasa od początku była malownicza, przodowaliśmy z Sebą. Mimo że wiedziałem, że przede mną jeszcze 150km. czułem, że nie muszę oszczędzać sił. Mieliśmy podbić do jednego źródełka w... hm... muszę to skonsultować. Wiem, miejscowość Czerna w Dolinie Eliaszówki.


Po uzupełnieniu bidonów udaliśmy się do klasztoru w tej samej miejscowości.
Nie lubię zwiedzać za dokładnie, tym bardziej że mój pupilek został bez opieki. Po paru zdjęciach ruszamy w stronę Rudna.



Marek ciągle próbował mi wmówić, że tempo jazdy jest dla mnie zbyt mało wymagające, ale jak na wycieczkę krajoznawczą było optymalne.
Przed przyjazdem do Rudna posilamy się w mało przyjemnym barze, którego wygląd, na szczęście, nie miał przełożenia na smak serwowanych tam dań ;)
Po wyczerpującym podjeździe skręcamy w wąską uliczkę i jesteśmy na Zamku.





Nietrudno podnieść moje cacko ;) Uśmiech nie znikał z naszych twarzy.


Jedno z nielicznych, indywidualnych zdjęć.




Jeszcze z Rybą.

Po 40 min zaczynam wypatrywać następnego zamku. Czas ruszać!




Po drodze przelatujemy nad autostradą A4, a raczej to ona nas przeleciała, tak z dołu :D



W drodze na Lipowiec.



Coraz więcej zdjęć. Jest ok.

Komary! Zaczyn się sezon ;(



Już w drodze na dół.


Dzisiaj hamulce nie raz przechodziły bojowe testy.

Do tej pory szalałem, ale nóżki zaczynają o sobie dawać znać. 130 km za nami.
Od paru 3 tygodni boli mnie lewe kolano. Ograniczam wyjazdy do 200 km na tydzień, aby się zregenerować przed intensywnymi wakacjami. Chyba zainwestuję w glukozaminę.
Wracamy do wycieczki, która dobiega już końca.
Ostatni postój na trawce. Za chwilę się rozdzielimy. Seba, Przemek i Marek pomkną na Olsztyn a ja i Michał będziemy kierować się na Katowice.
Po pożegnaniu trasa była już mało ciekawa. Na poboczu wkręcił mi się w sszprychy pasem klinowy jakiegoś ciężarowca blokując przednie koło (na szczęście przy prędkości rzędu 5 km/h).
Po powrocie do domu lecę jeszcze do szpitala na wyciągnięcie kleszcza.
Ta wycieczka z pewnością nie była moim ostatnim wypadem w te rejony. Gdy wymyję MTB zapuszczę się w lasy, polne drogi oraz szlaki prowadzące tymi malowniczymi krajobrazami.




  • DST 240.21km
  • Czas 09:03
  • VAVG 26.54km/h
  • VMAX 72.71km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Bulls Desert Falcon 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czechy - Ostrava

Czwartek, 21 kwietnia 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 0

Ruda Śląska - Rybnik - Wodzisław Śl. - Chałupki - Bohumin - Ostrava - Cieszyn - Żory - Ruda Śląska


Kategoria z Michałem, >200