Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi KolarzRSl z miasteczka Ruda Śląska. Mam przejechane 22493.14 kilometrów w tym 888.53 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 26.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy KolarzRSl.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

>300

Dystans całkowity:663.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:26:10
Średnia prędkość:25.34 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:168 (82 %)
Maks. tętno średnie:125 (61 %)
Suma kalorii:14552 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:331.50 km i 13h 05m
Więcej statystyk
  • DST 362.00km
  • Czas 14:50
  • VAVG 24.40km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 168 ( 82%)
  • HRavg 125 ( 61%)
  • Kalorie 7652kcal
  • Sprzęt Bulls Desert Falcon 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łódź

Sobota, 26 maja 2012 · dodano: 26.05.2012 | Komentarze 2

Wszystko było zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. W piątek pociąg do Zawiercia do Sebastiana, krótka drzemka i wyjazd w nocy o 3:00. Jedynym mankamentem nocnych kilometrów była niska temperatura oscylująca między 2,9 a 3,1 stopniami C. Tempo było niezłe, niewyspanie było nieodczuwalne. Postoje wypadły co 70 km. Kryzysów większych nie było. Cały pobyt w Łodzi to jedno zdjęcie i "obiad" w Mc. W drodze powrotnej postoje były coraz częstsze, dzięki czemu było więcej okazji aby spożywać słodkie zapasy ^^. Seba coś przebąkiwał wymagających podjazdach w okolicach Zawiercia ale ja nie dawałem wiary. Po 335 km się zaczęło. Ostatnie 20 km zajęło nam ok. 2h. Szybciej się po prostu nie dało, ale satysfakcja ze zdobycia szczytu (szczytów, bo było ich ponad 10) była nie do opisania. V max osiągnięty w nocy na jednym ze zjazdów, który jak się okazało w drodze powrotnej jest niemalże pionową ścianą ; )

Jeszcze jedyne zdjęcie z trasy:




  • DST 301.00km
  • Czas 11:20
  • VAVG 26.56km/h
  • VMAX 71.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 6900kcal
  • Sprzęt Bulls Desert Falcon 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Salmopol

Niedziela, 29 maja 2011 · dodano: 29.05.2011 | Komentarze 4

Wczesna pobudka o 5:15 miała zagwarantować powrót przed zmrokiem. Jak zwykle dzień wcześniej nakupiłem bananów, soków i innych słodkości na wycieczkę. Dzień wcześniej, mój znajomy zadeklarował chęć wyjazdu ze mną i pobicie rekordu wspólnie.
O 6:15 wychodzę z rowerem na dwór i ruszam na umówione miejsce spotkania.

Drogi są mokre i śliskie. Woda spod kół chlapie po białej ramie. Wiem że "ładny" nie dojadę :)

6:30 ruszamy z Damianem na Salmopol. Damian - rower górski, ja szosowy - to nie miało prawa bytu. Kolega odpada po 15 km mimo mojej spokojnej jazdy. Dalej ruszam sam. Obieram drogi wojewódzkie, gdyż na takich, w niedziele, ruch jest znikomy. Ok. 11:30 docieram do Pszczyny. Robi się ciepło wiec ściągam bluzę i nogawki zabierając się za banana i bułkę.


Rower w Pszczynie

Po około 100 km. po raz pierwszy można ujrzeć zarysy gór.

Podczas sesji zdjęciowej mija mnie pewien, sprawnie jadący kolarz. Podejmuję pościg i po 3 km. dopadam człowieka. Przez następne 20 km. jedziemy ze średnią prędkością 35 km/h. Na razie nie czuję zmęczenia, jedzie się świetnie.


W Kętach pozornie się gubię ale po chwili okazuje się, że jestem na właściwej drodze. Zaczynają się piękne krajobrazy. Kręte drogi w Porąbce, potężna zapora w Tresnej (nie zrobiłem zdjęcia, bo nie byłem aktualnie w nastroju ;)) oraz niemałe podjazdy i zjazdy w Żywcu.

Jezioro Żywieckie
Po wyjeździe z Żywca, czuję kryzys więc pochłaniam bułkę z serem, popijam sokiem oraz doprawiam Snickersem i bananem. Z taką armią żaden kryzys nie ma szans.

O 14:30 docieram do Szczyrku i od razu podejmuję atak na Salmopol.


Planując trasę nie sądziłem, że podjazd jest taki trudny. Po 5 km które zajęły mi 30 min zdobywam przełęcz. Siadam na trawce i spoglądam na małe samochodziki które są jeszcze na dole.

na przełęczy

Wybija 15:30. Szykuję się do zjazdu. Osiągam najwyższą prędkość dzisiejszego dnia 71,24 km/h. Po zjeździe nabieram większego szacunku dla zawodowych kolarzy, gdyż jakie trzeba mieć opanowanie, aby w czasie wyścigu nie przeszarżować chcąc nadrobić parę sekund. W Ustroniu łapię kolejnego kolarza. Wymieniamy parę słów i śmigamy razem w stronę Katowic.


Wspomniany rowerzysta opuścił mnie w Ochabach, bo jechał do siostry po, jak stwierdził, 200 km jeździe po górach.
Droga 89 jest płaska jak stół więc żwawo poruszam się do przodu. Parę razy spotykałem zakazy dla rowerów, parę razy myliłem drogę ale trochę z zamysłem, aby dostać się do Tyskiego KFC. Po spożyciu Grandera kolejny raz mylę drogę i docieram do Katowic. W WPKIW podejmuję mały wyścig z gościem na crossie i go wygrywam. Dalej bez przygód prosto do domu.
Nie czułem się bardziej zmęczony niż po 200 czy 250 km. Po pewnym dystansie ograniczenia znikają i mógłbym jechać i jechać. Ale gdzie?


Kategoria w pojdynkę, >300